wtorek, 19 stycznia 2016

Zaburzenia adaptacyjne

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć o nowym doświadczeniu, które jakby nie patrzeć jest dla mnie dosyć ważne. Otóż od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem skorzystania z pomocy specjalisty w dziedzinie ludzkiego umysłu tzw. psychiatry i/lub psychologa. Zapisałam się nawet na listę oczekujących w jednej z większych przychodni, ale niestety lista okazała się być bardzo długa i telefonu z owej placówki się nie doczekałam. Postanowiłam spróbować więc w innej poradni, gdzie ku mojemu zaskoczeniu zostałam przyjęta w ciągu tygodnia. Wczoraj byłam na pierwszej wizycie. Nie będę relacjonować mojej rozmowy z panem psychiatrą, chciałabym natomiast podzielić się z Wami odczuciami jakie wywołało u mnie to spotkanie.
Pierwsze wrażenie?  Chciałam wyjść.
Drugie wrażenie? Może tam wrócę...
Zacznę może od niemiłej pielęgniarki i przejdę do poczekalni pełnej ludzi gdzie jak za starych dawnych czasów czeka się w kolejce wyznając zasadę kto pierwszy ten lepszy. Siedziałam tam prawie 2,5 godziny myśląc o tym jak ludzie o słabej psychice mogliby tu wysiedzieć? Ja miałam z tym problem, nie spodziewałam się że wpadnę w tak podły nastrój. Kilka razy prawie wyszłam, ale mówiłam sobie poczekaj musisz się przekonać czy ktoś w tym gabinecie będzie potrafił Cię zrozumieć. 
Po kilku przepychankach słownych z pacjentami którzy uważali, ze ich kolejka nie obowiązuje w końcu weszłam do gabinetu gdzie miałam zamiar opowiedzieć o swoich ostatnich przeżyciach związanych z chorobą. I tu rozczarowanie,nie czułam się na tyle komfortowo by się zwierzać. Opowiedziałam więc tylko o moich największych bolączkach bez zbędnego rozwijania tematu. Lekarz nie wzbudził mojego zaufania, poczułam się jak uczennica, która jest nieprzygotowana do lekcji. Miałam tak podły nastrój, że chciało mi się ryczeć i do teraz zastanawiam się dlaczego. Nie wiem, może dlatego że kilka rzeczy nazwałam po imieniu? Psychiatra  zdiagnozował u mnie zaburzenia adaptacyjne, czyli lęki które są podobno naturalne w mojej sytuacji więc przepisał mi lek na depresję i na sen oraz zaprosił na  ponowną wizytę za 2 tygodnie . Nie poświęcił mi tyle czasu i uwagi ile powinien, nie dał szansy mi się otworzyć i nie powiedział mi nic czego bym nie wiedziała. Wiem, że mam lęki, wiem że czasem to mnie przerasta, ale i tak jestem z siebie dumna że się nie załamuję.  Nie spodobało mi się to, że próba pomocy mojej skromnej osobie ma polegać na leczeniu farmakologicznym. Nie chcę być traktowana standardowo, jak kolejna osoba z kolejki. Potrzebuję wsparcia a nie leków. Dlatego zastanawiam się czy tam wrócić, może diagnoza jest trafna ale leczenie niekoniecznie.  
 

niedziela, 17 stycznia 2016

Co było a nie jest nie pisze się w rejestr

Co było a nie jest nie pisze się w rejestr....
Jest takie powiedzonko, często sama go używam ale niestety nie zawsze jest ono adekwatne do rzeczywistości. Można wiele wybaczyć, o wielu rzeczach zapomnieć lub po prostu nie rozpamiętywać tego co było w przeszłości. Ale w mojej sytuacji to co było, czyli moja choroba nie daje mi o sobie zapomnieć. Jak trudno żyć z tym brzemieniem wiedza tylko Ci, którzy sami to przeżywają. Człowiek z jednej strony ceni to życie, cieszy się nim i próbuje czerpać jak najwięcej z każdej chwili ale z drugiej jest strach i wspomnienia. Choroba zmienia Ciebie, twoje życie a nawet otaczających Cię ludzi a kiedy leczenie się kończy i temat raka ucicha to dla Ciebie nic się nie zmienia. Dalej tkwisz w tym samym punkcie, życie płynie dalej a Ty żyjesz przeszłością. Niektórzy uważają, że życie po raku jest gorsze, że po zakończonym leczeniu przeżywają kolejną traumę. A ja? Tak, ale cały czas nad sobą pracuję, systematycznie wprowadzam do swojego życia nowości, staram się sprawiać sobie przyjemności, nie tracić czasu na rzeczy które są zbędne. Uczę się żyć inaczej, uczę się panowania nad sytuacją, godzę się z tym co utraciłam.
 Niedługo minie pół roku od chemii a ja wciąż borykam się z jej konsekwencjami, pewne skutki pozostaną na zawsze, i nic nie mogę z tym zrobić. Pogorszył mi się wzrok, słuch, dłonie odmawiają posłuszeństwa, włosy odrastają ale dalej to nie jest fryzurka na pokaz. Więc pytam jak w takiej sytuacji nie pamiętać o chorobie? Każda nowa dolegliwość wywołuje strach przed nawrotem raka. Człowiek jeździ na kontrole, bada się a i tak się boi. Mnie ostatnio  niepokoją pewne dolegliwości brzuszne i dlatego czeka mnie teraz kilka badań w tym badanie tomografem , które powinno rozwiać lub potwierdzić moje obawy. Ale wspominam o tym dlatego, żeby zwrócić uwagę na to,że nie należy bać się i  słuchać uważnie tego co mówi nam nasz organizm. Im szybciej zauważymy i zareagujemy,gdy zaczyna się dziać z nami coś niepokojącego tym lepiej. Potem trzeba zadać sobie trochę trudu i powalczyć o skierowania, terminy badań i w następstwie tego czekać potem na wyniki. Nie można unikać tematu badań tylko dlatego, że tak jest wygodniej albo dlatego że brakuje nam czasu bo to są wymówki. Nie ma nic ważniejszego od życia.