sobota, 24 października 2015

Operacja

Czasem bywa tak, że jesteśmy zmuszeniu wracać do miejsc do których obiecaliśmy sobie nie powracać. Miejsca, które kojarzą się nam z własnymi doświadczeniami, przywołują nasze wspomnienia i wywołują u nas pewien rodzaj nostalgii. Kiedy je odwiedzamy widzimy je w zupełnie innym świetle. Takim miejscem dla mnie jest szpital w którym przeszłam operację mastektomii oraz sala wybudzeń. Tym razem nie ja byłam pacjentką, tylko mój syn, któremu usunięto migdałki. Ale  przy tej okazji powróciły moje wspomnienia z czasu kiedy to ja byłam pacjentką na innym oddziale , na chirurgi onkologicznej.
Zacznijmy od początku. Noc przed wyjazdem do szpitala spędziłam przed komputerem poszukując wszystkich możliwych informacji dotyczących operacji która mnie czekała, nie mogłam spać bo strach zawładnął mną całkowicie. Patrzyłam na moje śpiące dzieci i płakałam. Myśli nie dawały mi spokoju, wyobraźnia podsuwała najgorsze scenariusze. Nie bólu się bałam, tylko narkozy i ewentualnych komplikacji. Martwiłam się tym, że będę w pewnym stopniu niepełnosprawna. Myślałam o synu, który bał się o swoją matkę i o córce która jeszcze nie rozumie sytuacji. To dla nich się leczę, to dla nich idę na operację. Chcę żeby miały matkę, chcę je wychować i widzieć jak radzą sobie z życiem. Strach, że coś pójdzie nie tak podczas operacji, był strachem tak naprawdę o moje dzieci. Bałam się, że mogą zostać bez matki.
 Kiedy noc dobiegła końca musiałam stawić czoło samej sobie i stawić się w szpitalu. Wbita w fotel samochodu, przygnieciona własnymi myślami i obawami pojechałam do szpitala. Ale zanim przyjęto mnie na oddział musiałam przebrnąć przez kolejne konsultacje, wywiady lekarskie, badania oraz całą biurokrację, która jest niestety nieodłączną częścią naszej służby zdrowia. 
Znalazłam się w jednej sali z kobietą chorą na raka piersi, która przeszła już mastektomię oraz leczenie. Czekała na ostatni etap rekonstrukcji piersi. Jestem wdzięczna losowi, że trafiłam właśnie na tą kobietę, to dzięki niej przetrwałam tamten dzień. Dawała mi nadzieję, że mimo braku piersi można być szczęśliwym i żyć bez ograniczeń. Myślałam o tym, że skoro ona wygrywa z chorobą,i jest taka spokojna i szczęśliwa to czemu ze mną miałoby być inaczej? Odwiedziła mnie wolontariuszka z klubu amazonek, rozmowa z nią równie podziałała na mnie uspokajająco. 
Noc w szpitalu przespałam dzięki tabletce nasennej, a ranek był jaki był. Pamiętam jak wieźli mnie na łóżku na salę operacyjną, pamiętam jak wjechałam, spojrzałam na lampy nade mną i nic więcej... Nie pamiętam lekarza, nie pamiętam nikogo z sali tylko te lampy. Jakbym była tam tylko ja i one. 
Kiedy się wybudziłam nie było już lamp, był tylko ból ręki i odrętwienie ciała. Byłam świadoma ale jednocześnie ogłupiała. Dziwne uczucie, strach zniknął, a zamiast tego poczułam ulgę. Kiedy udawało mi się oprzytomnieć widziałam salę, która wydawała mi się jak wielka jak hala magazynowa w której stoją całe rzędy łóżek z pacjentami. Tylko to pamiętam. teraz kiedy byłam tam przy wybudzaniu mojego syna po zabiegu zobaczyłam jak wygląda to miejsce tak naprawdę, to nie hala tylko duża sala z ok.15 łóżkami i dużą ilością lekarzy i pielęgniarek. Widziałam tam też innych pacjentów którzy się wybudzali i automatycznie wracałam do tego co się wtedy ze mną działo.
Zawsze kiedy ktoś inny doświadcza tego co my podświadomie dokonujemy porównania. Ja również tylko zastanawiam się dlaczego to robimy? Przecież już nic nie zmienimy, nie cofniemy czasu i nie przeżyjemy tego inaczej.
Po operacji wiele rzeczy mnie zaskoczyło, ale najbardziej chyba to jak szybko mój organizm doszedł do siebie po operacji. Ból był znośny, męczyło mnie tylko ograniczenie ruchowe. Byłam uzależniona od pomocy osób trzecich, i to mnie bardzo wyprowadzało z równowagi. Nie byłam w stanie sama umyć sobie włosów, obrać ziemniaków czy wyprasować bluzki. Na szczęście był to stan przejściowy i teraz mogę tylko to wspominać. Nie żałuję, że poddałam się operacji, bo dzięki temu mam szansę na życie.